Hej,
Dziś w Polsce zaczęła się zima a w Zambii lato J Choć raczej pogoda na
to nie wskazuje, bo ostatnio nas nie rozpieszcza. Codziennie mamy urwania
chmur, a w nocy deszcz tak dudni w dach, że ciężko jest zasnąć. Oczywiście rano
mamy błotną kąpiel i ślizgawkę. Pora deszczowa w Afryce to nie przelewki…
szkoda, tylko, że w jej trakcie jest chłodno i wylęga się mnóstwo robali.
Oprócz rozpoczęcia zimy/lata dziś urodziny obchodzi mój dziadek Jasiu – kończy
82 lata J. W
Jego intencji modliliśmy się na porannej Mszy. Dużo zdrowia dziadku!
Ostatnie dni, nie wiedzieć kiedy, minęły mi jak zwykle na
malowaniu i próbach z dzieciakami. Zauważyłam, że jeśli dzień toczy się wg
schematu to czas płynie o wiele szybciej. Przyzwyczaiłam się już do wstawania o
6 rano, choć czasem nieprzyjemnie jest wyjść spod prześcieradła. Tak, nie mamy kołder
:D Ale dziś chyba zainwestuję w koc bo
noce są chłodne. Zmianę pogody można dostrzec także po tym, że w Lindzie ciężko
jest już dostać banany, pomarańcze i jabłka, a w supermarkecie są drogie.
Dobrze, że jeszcze mango się uchowało ;) Może uda mi się przywieść parę do
Polski, choć nie wiem czy jeszcze coś upcham, bo po wczorajszym szale zakupów
na Sunday Markecie może być ciężko :P. Tak trudno jest się opanować, jak
uśmiecha się do ciebie tyle pięknych, kolorowych rzeczy ze straganów, a ja
szczególnie mam fioła na punkcie afrykańskich gadżetów. Większość jest robiona ręcznie, jest ładnie
wykończona i nie śmierdzi podróbką. Oczywiście, jak wszędzie, chińszczyzna też
się zdarza. W ogóle w Zambii robi się od Chińczyków. Robią tu interesy, budują
drogi, m.in. kładą asfalt w Lindzie. Hindusów też jest sporo i głównie zajmują
się handlem. M.in. w hinduskim sklepie kupiłam rower, ale to nie był najlepszy
zakup. Justyna jeździ nim codziennie do Chilangi i skarży się, że hałasuje w
trakcie jazdy jakby zaraz miał się rozpaść, a przerzutki nie działają.
Niestety, trudno tu o jakikolwiek dobry sprzęt i przeważnie, nie dostajesz na
niego gwarancji. W Lusace dużo jest też muzułmanów. Można ich rozpoznać po
charakterystycznym ubiorze, zwłaszcza kobiety opatulone są w chusty od stóp do
głów. W mieście sporo jest ładnych meczetów. Pamiętam, że jak leżałam w
szpitalu to zza okna dobiegał śpiew … Muzułmanie także mają swoje sklepy,
niewielkie supermarkety, usytuowane głównie przy głównych drogach. Nie kupi się
w nich jednak alkoholu.
Coraz bardziej zaskakuje mnie także mentalność Zambijczyków,
niestety negatywnie. Dziwi mnie, że absolutnie nic nie jest ich w stanie
zmotywować do efektywniejszej pracy, nawet premia. Nie ma tu też takiego typu
faceta jak chociażby w Polsce. Większość znanych mi mężczyzn, jest tak zwanymi
„złotymi rączkami”. Są w stanie naprawić cieknący kran, wymienić oponę, wstawić
drzwi … Tutaj jak ktoś jest stolarzem to nie robi już nic innego, no bo jest on
przecież taki ważny! Hydraulik nie weźmie się za malowanie ani nawet sprzątanie
,bo to nie jest jego fach. Niestety, nawet w swojej dziedzinie jest
beznadziejny. Ostatnio o. Jacek wylał takiego jednego, co robotę, którą polski
hydraulik wykonałby w parę dni ,on robił miesiąc i nie zdążył skończyć, bo
został wyrzucony. W sobotę cztery godziny naprawiał nam kran, który i tak nie
działał później sprawnie. Narobił przy tym strasznego bałaganu i oczywiście ja
musiałam go sprzątać, a też byłam po swojej robocie. Afrykańczycy nie mają
zwyczaju po sobie sprzątać, a mnie wpienia to niemiłosiernie. Raz się wkurzyłam
i sama latałam z miotłą i zamiatałam gruz, który po sobie zostawili.
Sobotni i niedzielny wieczór spędziłyśmy Justyną na rozbrajaniu
wielkiej dyni. Nawet o. Jacek kroił razem nami :D Z części Justyna zrobiła
zupę, a resztę zamroziliśmy. Po przygodzie z dynią, podziwiam ludzi, którzy
robią z niej takie dzieła na Halloween. SZACUN!
Wczoraj przed południem odwiedzili nas Ola (wolontariuszka z
Makeni) ze swoim chłopakiem Dominikiem. Razem wybraliśmy się na Sunday Market.
Dziś wylatują do Polski, więc koniecznie musieli się obkupić pamiątkami. Kupili
m.in. piękne maski. Po zakupach
wpadliśmy do nich na pyszną kawę z Polski i ptasie mleczko <3. Kawa była jak
zabawienie, bo wczoraj pogoda zmieniała się jak w kalejdoskopie, cieśnienie wariowało i z Justyną byłyśmy nie do życia.
Serce mi się cieszy, że codziennie rano do kościoła na Mszę
i na wieczorną nowennę przychodzi mnóstwo dzieci. Widać, że biorą do siebie słowa
o. Jacka, że adwent ma być m.in. treningiem naszej silnej woli i deszcz nie
powinien być przeszkodą w przyjściu do kościoła. Szybko łapią piosenki, których
ich nauczyłam, codziennie przynoszą serduszka z dobrymi uczynkami, a niektóre
wykorzystują je na laurki dla mnie i Justyny :D Dostałyśmy już kilka serduszek
z życzeniami świątecznymi. Widać ogromny progres i zaangażowanie parafian,
którym nowe zwyczaje najwyraźniej przypadły do gustu J Po wczorajszej mszy podszedł
do mnie gitarzysta, któremu bardzo spodobały się nowe piosenki i chciał ode
mnie wziąć akordy, żeby się ich nauczyć. Planuję zrobić dla dzieciaków takie
mini śpiewniki z dosiowymi przebojami :D
Dziś z o. Jackiem wybraliśmy się do miasta na zakupy. NIGDY
WIĘCEJ! No jutro jeszcze muszę pojechać po książki i słodycze na paczki dla
dzieci, ale później już więcej na żadne większe zakupy się nie wybiorę! Trzy
godziny staliśmy w korku (serio!), straciliśmy czas w sklepie, w którym nic nie
ma a jak już jest to tylko rozwalony szajs. Kasjerki nigdzie się nie spieszą,
ludzie chodzą po sklepie jak po muzeum i co chwilę tylko trzeba mówić „excuse
me, excuse me”, to dopiero łaskawie się przesuwają. Korki tworzą policjanci,
którzy stoją na skrzyżowaniach i nieumiejętnie kierują ruchem. Połowy rzeczy
nie kupiliśmy, więc jutro ciąg dalszy. Jestem wypruta … powycinam jeszcze parę
serduszek z papieru
i idę spać.
i idę spać.
Tęsknie do Polski.
Dosia
Afrykańskie urwanie chmury |
Dominik i Ola - nasi goście |
A nas ugościli tak :) |
Błotko w Lindzie |
A masz! |
Ciach, ciach |
"Może choinka z przybraniem dla Pani?" |
Się zapchało ... |
Traffic |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz