poniedziałek, 8 grudnia 2014

Zatrucie pokarmowe

Moi drodzy,
Przepraszam ze kilka dni zwłoki w pisaniu, ale sama byłam trochę jak zwłoki ;) Dopadło mnie jakieś zatrucie pokarmowe i całą niedzielę spędziłam w szpitalu.
Piątek i sobota upłynęły na malowaniu przedszkola do południa, a następnie miałam próby z dziećmi z parafii. Nauczyły się już sporo nowych piosenek, wychodzą im świetnie! Najpierw ja wybieram polskie piosenki, które uważam za stosowne, konsultuję je z o. Jackiem i daję mu do przetłumaczenia na język angielski, a następnie Godfrey, który odpowiedzialny jest za animację dzieci, tłumaczy teksty na nanja. Niektóre utwory, dzieci śpiewają w dwóch językach. Teraz to ja muszę się nauczyć piosenek w nanja, żeby nie było wstydu J
 Ćwiczyliśmy m.in. alleluja ze shreka, co bardzo przypadło im do gustu i specjalnie stworzoną na adwent piosenkę. Niestety szpital pokrzyżował mi plany i ostatecznie dzieci występowały beze mnie i bez gitary L ale podobno wyszło super! Żałuję tylko, że nie mogłam ich usłyszeć. Muszę czekać do następnej niedzieli ;)
W sobotę wieczorem oglądałam sobie film i nagle, w ciągu dosłownie sekundy, zaczęły mnie boleć wszystkie mięśnie i zrobiło mi się okropnie zimno, mimo iż było ok. 30 stopni. Poszłam po bluzę i dalej oglądam film, ale telepie mnie coraz bardziej i wiem, że dłużej nie wysiedzę. Położyłam się do łóżka, Justyna dała mi śpiwór i jakieś tabletki, ale nic nie pomagało. Czułam, że narasta mi gorączka.
W środku nocy doszła biegunka i wymioty, nie mogłam ustać na nogach, więc Justyna zadzwoniła po o. Jacka, bo objawy wskazywały na malarię. Justynie ufam w tej kwestii, bo po pierwsze jest pielęgniarką, a po drugie pisała pracę magisterską właśnie o malarii. Miałam szczęście, bo o. Jacek
z reguły wyłącza na noc telefon, a teraz tego nie zrobił, więc się dodzwoniłyśmy. Zakon werbistów znajduje się w Makeni, jakieś 10/15 minut drogi od Lindy. Zjawił się błyskawicznie, władowali mnie na półprzytomną do auta i chwilę później byliśmy w szpitalu. Z racji tego, że była niedziela pojechaliśmy do prywatnej kliniki koptystów. Mieliśmy pewność, że mnie przyjmą, bo klinika działa 24 h.
W przypadku państwowego szpitala, musiałabym pewnie czekać do poniedziałku, a zresztą pobyt
w nim mógłby mi jeszcze bardziej zaszkodzić. Niestety, postawiłam na nogi lekarza i pielęgniarki, a tak smacznie spali … Po zbadaniu mnie, młody doktorek stwierdził, że musi mnie zostawić na obserwacji i podać kroplówkę, bo miałam niskie ciśnienie. Przydzielili mnie do pokoju, w którym siedziało dwóch muzułmanów. Pan podłączony był do kroplówki, a Pani zawinięta od stóp do głów w chusty, czytała Koran. „Godne towarzystwo dla Kulturoznawcy” – pomyślałam sobie. I w ogóle, co to za zwyczaje, żeby ładować młodą kobietę do jednego pokoju z sześćdziesięcioletnim facetem? Po godzinie jednak, gdzieś się ulotnili.
Starszy pielęgniarz przez długi czas męczył się z moimi żyłami (standard :P) bo żadnej nie widział. Wbijał na łapu capu i teraz mam wielki wylew na ręku. Od razu zdziwiło mnie to, że pielęgniarze
i pielęgniarki nie używają tu rękawiczek! Parę razy się zdarzyło, że przy pobieraniu krwi, trochę się jej wylało, wszystko ciekło im po palcach, a oni zdawali się tym nie przejmować… a gdybym tak miała HIV? Bardzo to nieodpowiedzialne … zwłaszcza, że w Zambii HIV to istna plaga. Większość czasu przespałam, więc za dużo Wam nie poopowiadam o moim pierwszym w życiu pobycie w szpitalu i to w Afryce! Wolontariusze razem z o. Jackiem śmiali się, że pewnie symuluję chorobę żeby mieć o czym pisać na blogu :D Specjalnie po to cykali mi zdjęcia ale większość nie nadawała się do publikacji :P. Dostałam jakieś tabletki, chyba z sześć kroplówek i trzy zastrzyki w tyłek. Do tej pory nie mogę siedzieć :D. Dziwne też było to, że mimo diagnozy zatrucia pokarmowego dostałam normalne śniadanie i obiad. Prawie tego nie tknęłam, bo nie miałam apetytu, ale nie było najgorsze. Śniadanko to herbata, jajko, dwie kromki i chleba i galaretowaty dżem. Obiad macie na zdjęciu pod notką: piekielnie słone mięso z fasolką, ziemniaki, ryż, surówka i sok pomarańczowy, który wyglądał dwuznacznie. Jednak jak na warunki szpitalne to naprawdę nieźle, pewnie dlatego, że to prywatna klinika.
Po dwóch testach na obecność malarii, całkowicie ją wykluczyli. Powiedzieli, że mam jakąś bakterie
w żołądku. Nie zdziwiło mnie to specjalnie, bo i w Polsce miewam z nim problemy. Miałam skoki temperatury, raz 40 stopni, raz 38, i zastanawiali się czy puścić mnie na noc do domu, ale na szczęście się udało. Panie pielęgniarki i lekarze byli bardzo mili, często mnie odwiedzali i pytali się czy czegoś nie potrzebuję. Na koniec jedna z nich dała popis i przebiła kroplówkę, więc wszystko zamiast lecieć do moich żył, leciało na prześcieradło. Dodatkowo, przekręcili moje nazwisko i na wypisie mam napisane: Dominika Bzewicz. Na dziś mieli mi to poprawić, żebym później nie miała w Polsce problemów z ubezpieczeniem.
Za tę „szpitalną imprezę” musiałam zapłacić ponad 1000 kw (ponad 500 zł). Cena była tak wysoka między innymi dlatego, że przyjechałam w nocy, w trakcie ostrego dyżuru. Musiałam jeszcze wykupić tabun leków, które mają mnie postawić na nogi. Biorę teraz dwa antybiotyki po 3 i 2 tabletki dziennie, paracetamol i coś osłonowego. Bogu dzięki, że była i jest ze mną Justyna, która jest jak dobry aniołek. Nie byłam w stanie gadać wczoraj po polsku, więc co dopiero po angielsku, a Justyna mnie w tym wyręczyła i rozmawiała z lekarzami. Zajęła się też finansami, a po powrocie do domu zrobiła mi kleik ryżowy z bananem. Jestem jej więc dozgonnie wdzięczna. Marcin z kolei spakował mnie do szpitala tak na zaś, w plecaku nie zabrakło nawet kostiumu kąpielowego :D Ojcu Jackowi dziękuję za to, że nie wyłączył tej nocy telefonu i, że był pogotowiu! Bardzo mi miło, że myślą
o mnie moi afrykańscy przyjaciele, którzy do mnie dzwonili, modlili się za mnie na Mszy, a dziś odwiedziły mnie dzieci z parafii, jutro zapowiadają się kolejni goście! Prawie jakbym była w PolsceJ
Mamo, tato, nie martwcie się, już jest znacznie lepiej J Ze dwa dni jeszcze prześpię i będę w formie!
A tymczasem zmykam chorować,
Pozdrawiam,

Dosia

Wciskam w siebie jedzenie

Takie o ... 

Jeden z większych zakładów w Lusace - cementownia

Dziewczynki z parafii

Master stroi gitarę

a drugi master uczy się na niej grać ;)

Dzieciaki na próbie

z ciocią Dosią :)

Również tańczymy

Próba z parafialną młodzieżą

1 komentarz:

  1. Dosiu, niejeden pacjent polskiego szpitala dałby się pokroić za taki obiadek ;)

    OdpowiedzUsuń