Heja,
Kolejny weekend w Afryce za mną J W sobotę przed południem
malowaliśmy sufity w sali konferencyjnej w budynku przedszkola. Podczas naszej pracy, w kościele odbywał się
ślub. Zdziwiło mnie, że odprawiany był tak wcześnie … widocznie w Zambii wolą
świętować dłużej J
Ojciec Jacek opowiadał, że związek małżeński zawierają przeważnie pary, które
żyją już ze sobą wiele lat i bardzo często mają dzieci. Wzięcie ślubu jest więc
czystą formalnością. Była biała suknia (a raczej lekko szarawa :P), garnitur i przystrojony
samochód.
Po obiedzie wybraliśmy się z Kubą na spacer. Dotarliśmy do
urokliwych miejsc, których wcześniej nie widziałam, choć w zasadzie znajdowały
się za murem naszej parafii. Ogromnym moim błędem było założenie spódniczki
powyżej kolan. Nie mogłam się odpędzić od lokalnych facetów :D Z początku nie
zorientowałam się, że moja osoba wywołuje takie emocje, dopiero po którymś z
kolei gwiździe i zawołaniu Kuba uświadomił mnie, że chyba ich lekko wodzę na
pokuszenie. I to wcale nie dlatego, że mam zgrabne nogi ale BIAŁE!
Dotarliśmy na targ, który ukryty jest pomiędzy domami. Można
było tam kupić świeże ryby, warzywa, owoce i w sumie wszystko inne. Mieszkańcy
byli niezwykle poruszeni naszą obecnością i bardzo chętnie pozowali nam do
zdjęć. Często sami prosili by ich fotografować i robili różne, śmieszne pozy.
Swoją drogą, Afrykańczycy są niezwykle fotogeniczni! Dodatkowo, mieliśmy Kubą
cudowne światło, bo akurat zachodziło słońce. Kilka zdjęć załączam J
Z jedną babeczką ubiłam targu i kupiłam dwa piękne materiały
za 50 K (25 zł). Od początku upatrzyłam sobie piękną fioletową tkaninę ale
spytałam się tej kobiety (imienia nie pamiętam), w której najlepiej bym jej
zdaniem wyglądała. Bez wahania wskazała
mi tę, które wcześniej sobie wybrałam J
Teraz będę sobie z niej robić długą spódnicę i nie będę nikogo prowokować J W Polsce może
przerobię ją na jakąś serwetę, szal lub sukienkę J
Noc była uciążliwa bo bardzo gorąca, zasnęłam dopiero po 2.
Bez problemu jednak udało mi się wstać po godzinie 6 by na 7:00 udać się na
Mszę św. w języku angielskim. Jak zwykle kościół był pełny, wierni rozśpiewani
i radośni. Na ogłoszeniach zostaliśmy zaproszeni na środek i oficjalnie
przedstawieni.
Po mszy wybraliśmy się na krótki spacer, by pokazać Justynie
i Beacie targ ale ze względu na dzień świąteczny większość sklepów/pubów była
zamknięta. Oczywiście dopadła nas cała chmara dzieci, która odprowadziła nas
pod samą bramę J
Następnie przyjechał po nas o. Jacek i zabrał na wycieczkę.
Pierwszym punktem był sierociniec w Kasisi. Misję w Kasisi przejęły siostry Służebniczki
Najświętszej Maryi Panny Niepokalanie Poczętej ze Starej Wsi. Główną przełożoną
jest s. Mariola. Oprócz niej pracuje tam jeszcze pięć polskich sióstr, m.in.
siostry bliźniaczki. Choć może zabrzmi to dziwnie ale oczarowało mnie to
miejsce i pewnie każdy z Was powiedziałby to samo. Jest to istny raj na ziemi dla tych dzieciaków
(jest ich 250), które są w różnym wieku. Trafiają tam głównie sieroty, których np.
matki umierały przy porodzie lub na AIDS, a ojcowie nie byli się w stanie nimi
opiekować. Najwięcej jest tam maluszków do lat 6. Sierociniec (choć ta nazwa
naprawdę mi nie pasuje!) jest umiejscowiony za miastem, ma piękny ogród, jest
niezwykle zadbany, schludny i doskonale wyposażony. Dzieciakom niczego tam nie
brakuje i są bardzo szczęśliwe. Tym wspaniałym miejscem zajęły się różne
organizacje, a nawet sama prezydentowa Bush. Niedawno ośrodek odwiedził także premier
Tusk oraz Szymon Hołownia, który założył fundację Kasisi. Polecam stronkę, z
której możecie się wszystkiego dowiedzieć: http://www.fundacjakasisi.pl/pl/. Siostry
dostały także mnóstwo wyróżnień oraz nagród … i słusznie. Są niezwykle oddane
swojej pracy.
Po wspaniałej wizycie u dzieciaków pojechaliśmy na farmę
krokodyli. Jest to jedna (a w zasadzie jedyna) z większych atrakcji w Lusace i
w weekendy odwiedza ją sporo Zambijczyków. I tym razem nie było inaczej. Teren
farmy jest bardzo zielony i znajdują się na nim różne okazy węży, jaszczurek i
krokodyli. Są miejsce na grille, wędkowanie, plac zabaw i mini golf.
Odwiedziliśmy także mini rezerwat ptaków, w którym znajdowały się m.in. nasze polskie
boćki. Punktem kulminacyjnym wizyty na farmie była konsumpcja mięsa krokodyla.
I choć wiele osób mówiło, że smakuje jak ryba z kurczakiem to muszę przyznać,
że ja tam ryby nie czułam. Stwierdziliśmy, że jest to raczej połączenie
kurczaka z wieprzowiną. Było to bardzo dobre, grillowane, białe mięsko, a przy
tym zdrowe i niedrogie (35K za kg). Mam nadzieję, że nie uraziłam wegetarian J
Dziś bardzo dużo jeździliśmy samochodem i można było
zaobserwować jak zmienia się Zambia. Jest wiele inwestycji, budują się drogi i
domy. I choć nadal daleko jej do zachodnich standardów to jednak widać olbrzymi
postęp.
Na koniec dnia odwiedziliśmy ks. Wojtka, który mieszka w
drugiej części Lusaki. Sam przy pomocy Kazika, murarza z Polski, zdołał zbudować
w ciągu roku kościół, który nie odstaje od europejskich świątyń. Jest
perfekcyjne zaprojektowany i wykończony, piękny w swej prostocie. Parafia liczy
ok. 3-4 tysięcy wiernych.
To był cudowny, pełen wrażeń weekend. Czas iść spać i jutro
zacząć nowy tydzień na czarnym lądzie J
Ścisk,
Dosia
|
procesja z obrazem |
|
pozowane z rowerem |
|
zapraszamy do parafii w Lindzie! |
|
Siesta |
|
Domek termitów |
|
Modelka |
|
Sklepik kolonialny! |
|
No to jedziem... |
|
słodziaki a w tle albinos |
|
Mała boska :) |
|
próba chóru parafialnego |
|
Po niedzielnej mszy |
|
w nowej kiecce |
|
czarna mamba, którą można spotkać w ogródku (czasem) |
|
Najpierw podziwialiśmy krokodyle ... |
|
.... a później się nimi zajadaliśmy :( |
|
Sto lat młodej parze :) |