niedziela, 12 października 2014

Ostatnie przygotowania

No i powolutku ostatni weekend w Gdańsku w tym roku dobiega końca....
To był cudowny czas.
W sobotę szybki grill w Tuchomku na działce u mojej przyjaciółki. Nieocenieni znajomi przygotowali mi niespodziankę! Dwanaście balonów, a w każdym z nich jakieś życzenie np.: niezapomnianych afrykańskich zachodów słońca, mało tęsknoty i dużo radości, miłości silniejszej niż tysiące kilometrów itd. Wow! Jesteście Kochani :) Oczywiście nie byłabym sobą gdybym się nie wzruszyła :P

O 19:00 na gdańskim Chełmie odbył się różaniec i koncert uwielbienia zespołu Selah. Jestem ogromnie wdzięczna za wspólną modlitwę i masę ciepłych słów, które usłyszałam, często od obcych mi osób Zespół oczywiście pięknie śpiewał, grał i prowadził koncert. Wyzwolił we mnie takie emocje, że na koniec poryczałam się jak głupia i nie mogłam z siebie nic wykrzesać, prócz słowa DZIĘKUJĘ. Bardzo ciężko jest wyrazić słowami jak bardzo jestem wdzięczna wszystkim za uśmiechy, wsparcie, modlitwę, ofiarę. I jak tu nie wierzyć w dobroć?! Oprócz wsparcia duchowego otrzymałam także wsparcie finansowe. Podczas koncertu udało się uzbierać 600 zł :)

Po koncercie odwiedziliśmy naszych znajomych Kasię i Marcina. Bardzo chciałam przed wyjazdem zobaczyć ich małego synka Franka :) Spał słodko jak aniołek, a my mieliśmy szansę sobie troszkę porozmawiać. Pozdrawiam Państwa Mierzwińskich!

Pobudka o 5:45. Wyjeżdżamy do Żelistrzewa, małego miasteczka pod Puckiem. Zostałam przyjęta niezwykle miło. Wspólnie z księżmi zjedliśmy śniadanie, a pomiędzy mszami udało nam się pozwiedzać okolicę. Dotarliśmy do Rzucewa, gdzie znajduje się piękny, malowniczy zamek oraz urocza plaża. Polska jesień nigdy wcześniej nie wydawała mi się tak piękna! O 11:30 mieliśmy ostatnią Mszę. Parafianie nie zawiedli i w ciągu trzech Mszy udało się uzbierać ponad 2 tysiące złotych !!!!!!!!!! Dziękuję proboszczowi za gościnę i możliwość przeprowadzenia zbiórki. Na pewno wrócę do Żelistrzewa w styczniu :)

Po zbiórce wybraliśmy się do Gdyni na ulubioną włoską pizzę do Mąki i kawy - polecam! Poszlajaliśmy się po mieście i przysiedliśmy w miłej kawiarence Cafe Anioł. Tak opiliśmy się herbatą i objedliśmy szarlotką, że nie byliśmy w stanie się ruszyć ale w sumie przez najbliższe trzy miesiące nie będziemy mieli okazji tak spędzić czasu więc warto było.

Dziękuję mojemu Jackowi za wsparcie, pomoc i nieustanną obecność. Dzielnie znosił moje postrzelone pomysły, kaprysy, płacze i zawirowania. Póki co, nie wyobrażam sobie wytrzymać bez Niego tych trzech miesięcy ... nadal to do mnie nie dociera. Mam go jednak głęboko w sercu i ufam, że nasza miłość jest większa niż liczba kilometrów, a obliczyliśmy, że z terenu parafii w Lindzie do domu Jacka jest 7822,5 km :P

A teraz uciekam dalej się pakować i ważyć bagaż :)

Jutro odwiedziny u babć i dziadków i o 17:30 ruszamy z Jackiem Polskim Busem do Warszawy.
Przygodę czas zacząć :)

Ściskam i dziękuję,
Dosia
Balony z życzeniami

Wspaniały zespół Selah
Była moc!

Pani Jesień :) 

Z najlepszym mężczyzną pod słońcem :) 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz