Dobry wieczór Kochani,
Miałam się odezwać po weekendzie ale muszę się z Wami
podzielić wrażeniami z dzisiejszego dnia J
Jak już wcześniej wspominałam, 24 października Zambijczycy obchodzą
Święto Niepodległości. Akurat w tym roku przypada okrągła 50-ta rocznica. W
przeciwieństwie do innych państw nie walczyli oni o wolność, po prostu Anglicy
ich opuścili J
Z racji święta malowaliśmy dziś tylko do godziny 12. Od rana
słychać i widać było za oknem przygotowania na terenie parafii. Dla mieszkańców
Lindy zorganizowano masę atrakcji! Muzyka na żywo, spektakle i zabawy dla
dzieci. W trakcie gdy pozostali wolontariusze urządzali sobie poobiednią sjestę,
wybrałam się z aparatem na zwiady. Moją obecnością zainteresował się chłopak o
imieniu Miko, który odgrywał rolę wodzireja. Wymieniliśmy zdania na temat
naszych kultur i dlaczego moim marzeniem był przyjazd do Zambii (było to dla niego
nie do pojęcia :P) Jest tutejszym parafianinem i przygotowuje oprawę muzyczną
do Mszy świętych. Może w ciągu mojego pobytu uda się nam coś wspólnie zagrać J
Czas szybko minął na rozmowie. Po godzinie 17:00 wybraliśmy
się na imprezę/grilla na obrzeża Lindy. Miała miejsce w ogrodzie córki byłego
ministra sprawiedliwości w zambijskim rządzie. Bez ogródek można stwierdzić, że
była to imprezka dla parafialnych bogaczy, co nie zmienia faktu, że ludzie Ci
byli niezwykle przyjaźni.
Na miejscu można było kupić zimne piwko, kurczaka z grilla i inne przekąski. Była scena, a na niej różne
zespoły grające muzykę na żywo. Najlepsi byli młodzi tancerze, którzy niebywale
kręcili tyłkami i biodrami. Z czasem przyłączali się do nich przybyli goście i
małe dzieciaki, które wcale nie ruszały się gorzej (jeden chłopczyk miał może z
3 latka!) Spoko, spoko mam filmiki bo ciężko to opisać słowami. Zazdroszczę tym
ludziom wrodzonego poczucia rytmu. Nie potrafią usiedzieć w miejscu i tryska z
nich energia J
Kobietka, która prowadziła imprezę bardzo gościnnie przyjęła
nas – dzielnych wolontariuszy z Polski (nie spodziewaliśmy się!). Zaprosiła na
scenę, opowiedziała przybyłym kim jesteśmy i przedstawiła po imieniu. Naszą
obecność mocno wiązała ze Świętem Niepodległości i ciężko było zliczyć ile razy
użyła słowa „freedoom” i „peace” :P Po
tak ciepłym powitaniu nie mogliśmy odpędzić się od rozmówców J Pojawiły się
zaproszenia na lunch i pytania czy chcę zostać w Afryce na zawsze (spoko, nie
zostanę ;)) Wstyd mi było, że wszyscy znali moje imię, a ja nie byłam w stanie
ich wszystkich zapamiętać.
Rozmawiałam z chłopakiem, który skończył studia w Estonii,
nawet był kiedyś w Warszawie. Rozmawialiśmy o lokalnym jedzeniu, co warto
spróbować, a czego nie. W niedziele po mszy już dostałam zaproszenie na „szimę”
(lokalna papka z kukurydzy). Obiecał, że sam ją przyrządzi J Później uczyłam go
trochę polskiego. Przyswoił między innymi takie słowa jak „kumpel”, „pa, pa”, „cześć”.
Pozostali wolontariusze również poznali masę ciekawych osób. Adam między innymi
rozmawiał z chłopakiem, młodym biznesmenem, który ma w Lindzie własny sklep
komputerowy. Miał nawet zalaminowaną wizytówkę, którą podarował Adamowi. Będą z
tego interesy! Justyna z kolei miała korki z tańca i propozycję zaręczyn :P
Zakumplowałam się jedną z kobitek, które tańczyły z Justyną.
Nieustannie powtarzała tylko „sokolo, sokolo” co znaczy „biodra”. Nazywa się
Anastazja i urzekła mnie jej historia. Opowiadała, że jak była młoda zmarli jej
rodzice i została zupełnie sama i musiała sobie jakoś radzić. Zaczęła rozkręcać
biznes (jak się później okazało chodziło o sprzedaż owoców i warzyw na przydrożnym
straganie, ale ok. :P) i kasę, którą udało jej się zarobić przeznaczyła na
edukację (większość szkół i przedszkoli w Zambii jest prywatnych). Dlatego m.in.
świetnie mówi po angielsku J
Uświadomiłam ją, że nie jest na świecie sama bo skoro i ja i ona należymy do
jednego kościoła to jest moją siostrą J
Baaaa, ma wielgachną rodzinę :)
Po rozmowie z Anastazją, wraz z pozostałymi wolontariuszamu
zajadaliśmy się kurczakami i ziemniakami. I choć to jedzenie totalnie nie było przyprawione, było bardzo dobre. Ziemniaki
były średnio dogotowane ale zjadliwe :P No i sztućców brakowało.
Dużo by tu pisać bo to był bardzo sympatyczny wieczór. Dzięki
Bogu, że w ciągu ostatniego roku podszlifowałam angielski bo nie darowałabym
sobie, gdybym nie umiała się porozumieć z tymi ludźmi. To byłaby wielka strata!
No i dzieciaki były niesamowite … Jedna z dziewczynek ciągle
się do mnie przytulała, gładziła po włosach i mówiła, że są piękne! (pierwszy
raz w życiu to usłyszałam :D) Dzieci z bogatszych domów świetnie władają
angielskim więc można się z nimi swobodnie porozumieć.
Jestem niezwykle ciekawa kolejnych spotkań i przygód J
Kończę, bo od rana malujemy i warto byłoby się wyspać.
Dobranoc,
Dosia
Imprezka na parafii |
Dar z Polski :) |
Komedia |
Reklama zambijskiego piwka MOSI na scenie ... |
... i po zejściu z niej ;) |
tańce |
bębniarze i śpiewacy |
Beti wśród drzew |
Justyna pobiera lekcje kręcenia bioderkami |
hips don't lie! |
z najmłodszym tancerzem :) |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz