piątek, 14 listopada 2014

Dzień drugi - safari

10. listopada (poniedziałek)
Pobudka po 6:00, dojadamy szybko bułki z podróży i ruszamy w drogę do Botswany. Za oknem mamy piękne widoki, a w tle słychać francuskie hity o. Jacka. Granicę Botswany i Zambii wyznacza rzeka Zambezi i wszystko byłoby spoko, gdyby nie fakt, że nie ma na niej żadnego mostu, tylko kursują na niej barki :D Zanim przekroczyliśmy granicę musieliśmy dokonać formalności w urzędzie imigracyjnym. Dostaliśmy stempelek przedłużający wizę i już byliśmy w Botswanie. Dość sprawnie to wszystko poszło. Nie ma żadnych bramek … jest po prostu brzeg rzeki i kursujące z jednej na drugą stronę statki. Pływają nimi tiry, samochody osobowe i ludzie. Mimo, iż odcinek rzeki jest bardzo krótki, przeprawa jest niezwykle powolna. Kolejki tirów są przeogromne! Po nas na szczęście podjeżdża motorówka z parku Chobe i przewozi nas na drugi brzeg. W Botswanie znów czeka na nas „papierkowa robota”, nie musimy kupować wiz. Następnie, klimatyzowanym busikiem jedziemy na safari do parku Chobe. Botswana to zupełnie inny świat … jest zdecydowanie bardziej europejska. Nie ma śmieci na ulicach, jest porządek. Busem podróżujemy z dwiema siostrami z Bośni, które od ponad 20 lat mieszkają w Danii. Młodsza z nich, od kilku lat przebywa w Zambii i pracuje w fundacji, która pomaga m.in. dzieciom, których matki przebywają w więzieniu. Bośniaczki są bardzo sympatyczne.
Pierwszy przystanek mamy w przytulnej restauracji, w której to w cenie safari mieliśmy zapewnione śniadanie. Była kawka, muffiny, oponki serowe i owoce. Wszystko jest bardzo smaczne i ładnie podane. Na miejscy jest też sklep z cudownymi pamiątkami, których ceny są kosmiczne! Botswana ogólnie jest bardzo droga. Co ciekawe, jest dwa razy większa niż Polska, a ma tylko 1.5 mln mieszkańców.
Po śniadaniu, przychodzi po nas pracownik parku, który kieruje nas nad wodę. Przechodzimy ładnym, drewnianym mostem do motorówki. Jest na niej dwóch przewodników, bardzo pozytywnych i oczytanych. Mają wielką wiedzę na temat tutejszej roślinności, zwierząt i historii, a w dodatku świetnie władają angielskim. Na początek przedstawiają się nam i krótko opowiadają, co będziemy mogli zobaczyć. Ruszamy … ale niestety na środku rzeki psuje nam się silnik, tak więc zawracamy by zmienić łódź. Słońce mocno grzeje, ale na szczęście mamy daszek nad głowami i zapewnione zimne napoje. Panowie przewodnicy odpowiadają nam skrupulatnie na wszystkie pytania. Znaleźliśmy się także w miejscy, gdzie łączą się granice czterech państw: Namibii, Botswany, Angoli i Zambii. Kraje te swego czasu, kłóciły się o niewielką wysepkę, która znajduje się na terenie parku Chobe. Z naszej łódki widzimy hipopotamy, krokodyle, wielkie jaszczury i bawoły, żyrafy. Podpływaliśmy do nich bardzo blisko, robiliśmy zdjęcia, a zwierzaki w ogóle się nie płoszyły. To niesamowite zobaczyć je w ich naturalnym środowisku. Widzieliśmy także masę różnych ptaków. Na lądzie zaś, widać było gromadkę słoni wędrującą do wodopoju. CUDO! Nad wodą znajdowały się także ekskluzywne lodge, do których przyjeżdżają ludzie z całego świata, ale aż strach pomyśleć ile kosztuje w nich nocleg. Choć spędzić w takim miejscu noc poślubną – marzenie!
Trzy godziny obserwacji zwierząt na wodzie upłynęły niezwykle szybko. Ok. godziny 12 zeszliśmy z pokładu na lunch. W restauracji czekały na nas ziemniaki, fasolka z marchewką, pieczywko, mięso, gulasz itd. a to wszystko w postaci szwedzkiego stołu. Na deser była kawa, sałatka owocowa i ciasto. Kiedy już napełniliśmy żołądki, przyszedł po nas kierowca busa, którym mieliśmy ruszyć w dalszą trasę po parku, ale tym razem na lądzie. Pogoda trochę się popsuła, zaczęło kropić i wiać. Z knajpy musieliśmy przejechać kilka kilometrów, by dojechać do parku. Po drodze mijaliśmy mnóstwo podobnych busów, w których siedzieli sami biali. Autem jechało się bardzo wygodnie, miał daszek, ale był bez okien. Zdecydowanie najwięcej widzieliśmy antylop. Są zgrabne i mają piękne oczy (więcej jej nie zjem!). Nie uciekały od nas. Widoki były przepiękne – sawanna jak z moich snów J Roślinność była w prawdzie wysuszona, bo wciąż czeka na porę deszczową, ale i tak miała swój urok. Moją uwagę przykuły drzewa jak z horrorów lub obrazów romantycznych. Miały sterczące, rozłożyste korony pozbawione liści. Na lądzie widzieliśmy guźce (pumba!), fretki, wiewiórki (szare, zupełnie inne niż w Polsce), małpy i coś w rodzaju naszych bażantów. Na drzewach pięknie prezentował się ptak z zambijskiego godła – fisheagle (rybołów?), podobny do polskiego orła. Przejechaliśmy wzdłuż rzeki Zambezi, którą wcześniej płynęliśmy. Ponownie widzieliśmy morskie stworzenia. Następnie pojechaliśmy w głąb lądu. Udało nam się zaobserwować lwy, a w zasadzie lwicę z małymi. Nie daliśmy rady podjechać bliżej, ale może to i lepiej :P Po drodze mijaliśmy inne busy pełne turystów (białych). Za każdym razem wymienialiśmy się uśmiechami i witaliśmy się. Pod koniec safari, udało nas się spotkać piękne żyrafy, które niemalże stanęły nam na drodze. Jadły sobie liście z drzew tuż koło naszego auta. Było ich chyba z dziesięć!
Nasz kierowca zawiózł nas pod samą granicę. Tam, przesiedliśmy się ponownie na motorówkę i po trzech minutach byliśmy już na zambijskim lądzie. Szybka wizyta w urzędzie imigracyjnym i wracamy do Livingstone. Botswana bardzo mnie urzekła … chciałabym tam jeszcze wrócić.

Po powrocie do naszego hotelu wzięliśmy szybki prysznic i wybraliśmy się na małe zakupy do sąsiedniego SPARA (sieć sklepów popularna w Afryce). W końcu kupiłam sobie żel pod prysznic! Są to tylko męskie i bardzo drogie …. Z Beti poszłyśmy także obejrzeć pamiątki ale były takie same jak na Sunday Markecie tylko, że trzy razy droższe … Następnie wybraliśmy się do włoskiej knajpy. Prowadzona jest przez Włochów, ale obsługują czarni. Leci włoska muzyka, ładny wystrój i miła obsługa. Za jakieś 30 K kupiłam pizzę z kurczakiem (19 cm). Mała ale syta. Na miejscu było nawet Wi-Fi! Najedzeni poszliśmy spać ….
Ścisk,
Dosia

Żyrafki 

Pumba


Antylopy 

Lwica z małymi 

Drzewa z horroru

Słonie

Lodge

Bawoły

Hipo!

Panna na safari

Nasi przewodnicy

Nasza ŁÓDŹ

Przeprawa przez Zambezi :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz