Hej,
Dziś opiszę Was ostatni dzień naszej wyprawy do Livingstone J
Zapraszam na wycieczkę na największy Wodospad Świata –
Victoria Falls!
12. listopada (środa)
Wstaliśmy nad ranem, spakowaliśmy się i wyruszyliśmy na
wodospady. Wstęp kosztował 20 $. Wszędzie było mnóstwo małp! Wchodziły nawet do
śmietników. Przeszliśmy parę metrów ścieżką i nagle ukazał się nam wodospad
Wiktorii. Widok był niesamowity, a i tak o tej porze jest najsłabszy, bo jest
jeszcze mało wody. Po porze deszczowej, od stycznia do marca, wodospad ciągnie
się na całej długości i szerokości skał.
Możecie zobaczyć na zdjęciach J
W marcu wody jest tak dużo, że nic nie widać,
bo wszystko przykrywa mgła. Aż ciężko to sobie wyobrazić. Nad Zambezi
między Zimbabwe a Zambią znajdował się nie tylko prawdziwy most łączący oba
kraje, ale także ten tęczowy ;) Chodziliśmy także po skalnych terenach, na
które w zasadzie wstęp jest wzbroniony ale o. Jacek nas po nich oprowadził. W
innych porach roku te tereny są całkowicie pod wodą, więc mieliśmy
niepowtarzalną okazję na nich stanąć.
Następnie pojechaliśmy na wspomniany wcześniej most (nie
tęczowy!). Oprócz możliwości skoczenia na bungee kręci się tam handel. Można
było kupić różne bransoletki, drewniane figurki itd. – generalnie to samo co na
Sunday Markecie w Lusace. W sprzedaży były także banknoty z Zaimbabwe, które
jeszcze parę lat temu były w obrocie. Ich nominały są zatrważające! 50 mld, 100
mld itd. Nie omieszkałam kupić. Pięć różnych dolarów w szalenie wysokich
nominałach nabyłam za 30 K (15 zł). Zaszaleję w Polsce :D
Wycieczka była szybka, bo gonił nas czas. Na 17:00
musieliśmy być już w Lindzie. Jednakże, stwierdzam, że Victoria Falls to jedno
z piękniejszych miejsc, jakie do tej pory widziałam J W drodze powrotnej
zajechaliśmy także nad stary kanion, którym kiedyś płynęła rzeka. Można było
przejechać sobie nad nim po linie, niestety nie było już na to czasu. Zrobiliśmy
sobie też zdjęcia pod wielkim baobabem J
Justyna spełniła swoje marzenie!
Ok. 11 ruszyliśmy w kierunku Lusaki. Tym razem podróżowałam
w środku auta, bo po pierwsze nie chciałam się gorzej spalić, a po drugie całe
sześć sporządzałam notatki z podróży, żeby nic mi później nie umknęło przy pisaniu
notek dla Was J
Trochę trzęsło ale dałam radę się rozczytać z moich hieroglifów ;)
Dziś z kolei mamy niedzielę. Standardowo o godzinie 7:00
wybrałyśmy się z Justyną na Mszę św.
w języku angielskim. Po 12:00 wyruszyliśmy na lotnisko, żeby pożegnać naszych wolontariuszy. Beti zostawiła nam kawiarkę <3 Dobra kobieta! Po drodze zajechaliśmy jeszcze na Sunday Market, żeby ekspresowo kupić ostatnie pamiątki. Na lotnisku wypiliśmy pyszną ice coffe za resztę dolarów Adama – dzięki dobry człowieku J. No i nadszedł czas rozłąki … pusto tu teraz bez Was w domu L W drodze powrotnej z lotniska zajechaliśmy do supermarketu po małe zakupy i spotkaliśmy znajomego o. Jacka - Marcina. Marcin jest pilotem w zambijskich liniach lotniczych, pochodzi z Warszawy. Poszliśmy z nim do kawiarni na pogaduchy. Fantastyczny gość! Obiecał, że za tydzień wpadnie do nas na niedzielny obiad ;)
w języku angielskim. Po 12:00 wyruszyliśmy na lotnisko, żeby pożegnać naszych wolontariuszy. Beti zostawiła nam kawiarkę <3 Dobra kobieta! Po drodze zajechaliśmy jeszcze na Sunday Market, żeby ekspresowo kupić ostatnie pamiątki. Na lotnisku wypiliśmy pyszną ice coffe za resztę dolarów Adama – dzięki dobry człowieku J. No i nadszedł czas rozłąki … pusto tu teraz bez Was w domu L W drodze powrotnej z lotniska zajechaliśmy do supermarketu po małe zakupy i spotkaliśmy znajomego o. Jacka - Marcina. Marcin jest pilotem w zambijskich liniach lotniczych, pochodzi z Warszawy. Poszliśmy z nim do kawiarni na pogaduchy. Fantastyczny gość! Obiecał, że za tydzień wpadnie do nas na niedzielny obiad ;)
Następnie wstąpiliśmy do sióstr Boromeuszek, które posługują
w Chilandze, mieście, które sąsiaduje z naszą Lindą (6 km). Siostry prowadzą
tam hospicjum, przychodnię oraz przedszkole, jest także ładny kościół :) Wśród
sześciorga sióstr są trzy Polki, siostra Magdalena, Sara i przełożona Jeremia .
Odwiedziłyśmy hospicjum, w którym obecnie przebywa dziesięciu pacjentów.
Zatrważający widok, ale pocieszające jest to, że ludzie umierają w godnych
warunkach, otoczeni wielką troską i miłością. Zapytałyśmy się, czy siostry nie
potrzebują naszej pomocy i oczywiście bardzo się ucieszyły z tej propozycji J We wtorek Justyna
jedzie tam po raz pierwszy do kliniki i hospicjum, a ja w środę do przedszkola J Jesteśmy bardzo
szczęśliwe, że będziemy mogły nieść bezpośrednią pomoc ludziom. Nie mogę się
doczekać! Musimy jeszcze załatwić sobie rowery, którymi będziemy codziennie
dojeżdżać do Chilangi ;) Zapowiadają się intensywne dwa miesiące, trzymajcie za
nas kciuki J
Ściskam mocno,
Dosia
Ósmy cud świata |
Zambezi :) |
W porze deszczowej woda leje się z tych wszystkich skał! |
I to też jest wszystko pod wodą :) |
Na tle tęczowego mostu |
Małpiszon w śmietniku |
Takie atrakcje tylko w Livingstone! Polecam punkt 13 ;) o. Romek żartowniś :D |
Kolejne marzenie Justyny odhaczone :) |
Money, money, money :) |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz